Fałszywe Rembrandty

Do urzędu celnego w Stanach Zjednoczonych przybył pewnego dnia następujący list: „Pojutrze na okręcie przybywającym do portu znajdować się będzie jeden z bardziej znanych antykwarjuszy w Europie, który zamierza przemycić dwa obrazy Rembrandta. Podpis zamalowany znajduje się z lewej strony.” List nie był podpisany. Jak sądzili urzędnicy, prawdopodobnie jakiś zazdrosny konkurent zdradzał w ten sposób tajemnicę antykwarjusza.

Naturalnie z otrzymanej wiadomości postanowiono skorzystać i podczas dokonywanej w dwa dni potem rewizji na przybyłym z Europy okręcie specjalnie baczną uwagę zwrócono na przewożone obrazy. Rzeczywiście, jeden z pasażerów, podający się za antykwarjusza z Paryża, posiadał kilka obrazów, które, jak twierdził, były pędzla skromnego francuskiego malarza, którego podpis pokazywał. Urzędnicy jednak, kierując się wiadomością, otrzymaną w liście, twierdzili stanowczo, że dwa z tych obrazów są obrazami słynnego malarza Rembrandta.

Tymczasem we wszystkich pismach ukazały się obszerne artykuły na temat antykwarjusza i jego obrazów oraz zagadnienia, czy rzeczywiście obrazy są prawdziwemi Rembrandtami, czy też, jak twierdził ich właściciel, staremi lecz dużo mniej wartemi obrazami skromnego francuskiego malarza. Zastanawiano się nad tem, czy urząd celny potrafi dowieść oszustwa antykwarjuszowi, który chciał zapłacić o wiele mniejsze cło, gdyż dzieła sztuki, przewożone do Ameryki, a zwłaszcza obrazy Rembrandta, clone są bardzo wysoko. Sprawa nabrała ogromnego rozgłosu. Pojawiły się tłumy ciekawych, śród których kilka osób reflektowało poważnie na kupno, gdyby obrazy okazały się rzeczywiście Rembrandtami. Kierując się wskazówką, zawartą w liście, wydobyto rzeczywiście zamalowany podpis Rembrandta. Napróżno właściciel zaklinał się, że nic o tem nie wiedział, że obrazy napewno nie są Rembrandta. Wyznaczono mu ogromne cło oraz karę za usiłowanie przemycenia.

Biadając i narzekając na niesprawiedliwość władz celnych, antykwarjusz zapłacił i, jak donosiły pisma, tegoż dnia sprzedał dwóm miljonerom amerykańskim oba obrazy za ogromną sumę dolarów. W jakiś czas później obrazy oglądał znawca i orzekł, że obrazy rzeczywiście nie są wcale Rembrandtami, a utrzymane są tylko w tonie podobnym do Rembrandta.

Prawdopodobnie więc sprytny antykwarjusz sam wysłał ów list anonimowy, tworząc koło swoich obrazów atmosferę zaciekawienia i stwierdzając wysokiem cłem ich mniemaną wartość. Sam również podpisał i zamalował podpis, jakoby autentyczny, Rembrandta.

Naturalnie, po owej sprzedaży znikł bez śladu. Zresztą niewiadomo, czy groziłaby mu jakaś odpowiedzialność, przez cały czas bowiem zaklinał się przecież, że obrazy nie są wcale Rembrandta.

A
A+
A++
Powrót
Drukuj