Trup w ekspresie

- Wierzę panu - odrzekła spokojniejszym już tonem, wysłuchawszy mojej perswazji- zresztą wie pan już tyle, że muszę opowiedzieć wszystko. Nazywam się Marja Cambon. Oboje z bratem pochodzimy z Alzacji i chociaż jesteśmy poddanymi niemieckimi, poczuwamy się raczej do narodowości francuskiej, pomimo że… zajmowaliśmy się szpiegostwem na rzecz rządu pruskiego. Trudnoby mi było opowiedzieć panu, jak się to wszystko stało… ale staliśmy się powolnem narzędziem w rękach Ottona Schustra. To straszny człowiek… to poprostu, zły duch. Kiedyś, nawpół przypadkowo, w czasie wycieczki, zrobiłam zdjęcie pewnej fortyfikacji angielskiej. Schuster zainteresował się fotografją, którą Andrzej mu pokazał i kupił ją od nas. Byliśmy tak biedni… i ciągle potrzeba było pieniędzy. Odtąd już miał nas w ręku. Tutaj w Cheslton mieszka jeden z rezerwowych oficerów armji angielskiej, major artylerji Deen, który pracował oddawna nad wynalazkiem w dziedzinie dalekonośnych dział morskich i zdołał zainteresować swym pomysłem królewskie ministerium wojny, które, zaznajomiwszy się z projektem, zamierzało przeprowadzić próby tego wynalazku. Schuster polecił nam tu przybyć niezwłocznie, osiedlić się w pobliżu domu majora i zawrzeć z nim bliższą znajomość w tym celu, by następnie wykraść mu wszystkie szkice i rysunki dotyczące wynalazku. Udało nam się wkrótce zapoznać z majorem, ja sama zgodziłam się udzielać lekcyj języka niemieckiego jego kilkuletniej córeczce… słowem w krótkim czasie udało mi się niepostrzeżenie wykraść pewne rysunki i poczynić z nich kopje, aby je potem doręczyć Schustrowi.

- I zrobiła to Pani? – spytałem.
- Nie, i tutaj rozpoczyna się tragedja. Nie wiem, jakim sposobem dowiedział się o wszystkiem niejaki Paul Laviers, Alzatczyk, jeden z najdoskonalszych agentów, pracujących na korzyść rządu francuskiego. Na krótko przed doręczeniem planów Schustrowi zjawił się Laviers i długo a usilnie przekonywał Andrzeja, aby poniechał tego zamiaru. Odwoływał się do jego francuskiego pochodzenia, wzbudził w nim drzemiące struny patrotyzmu i nienawiści do Niemców, wrodzonej nam, alzatczykom. Wkońcu Andrzej uległ i odstapił rysunki Laviers’owi, a ten wydał nam czek na 30,000 franków na Bank Francuski. Wydało nam się to wybawieniem z piekielnych sieci Schustra, obiecywaliśmy sobie wraz z Andrzejem porzucić zupełnie śliską drogę szpiegostwa, na jaką wkroczyliśmy. Działo to się wszystko w ubiegły poniedziałek. Laviers zabrał z sobą rysunki do Londynu. Tymczasem we wtorek wczesnym rankiem zostaliśmy ostrzeżeni przez Laviers’a, że Schuster domyślił się wszystkiego i że brat mój musi natychmiast wyjechać, by schronić się w Paryżu. List był tak alarmujący, że Andrzej bezzwłocznie postanowił w jakikolwiek sposób udać się do Londynu, aby zdążyć jeszcze na pociąg ekspres, dochodzący do wybrzeża morskiego. Zdołałam w pospiechu ułożyć mu nieco rzeczy do ręcznej walizki. Brat włożył do niej swój rewolwer; był bardzo zdenerwowany, gdyż obawiał się zemsty ze strony Schustra i powtarzał, że przez cały czas podróży będzie miał broń w pogotowiu, musi bowiem się strzec Schustra. Ja miałam wyjechać w kilka dni później. Ponieważ jednak niepokoiłam się mocno, czy Andrzej zdąży na pociąg, uprosiłam go, aby w chwili mijania przez pociąg naszych zabudowań, dał mi znak chustką z okna wagonu. Miał to być znak umówiony. Zgaduje pan zapewne, co się dalej stało. Widocznie Schuster pilnował Andrzeja, kiedy ten zdążał na pociąg, ale pomimo to nie zdołał już wsiąść do tego samego przedziału. Po wyjściu brata stałam u wrót willi i czekałam na przejście pociągu. Ukazał się w oddaleniu i zbliżał się szybko. Andrzej otworzył okno, wychylił się i począł powiewać chusteczką. Ucieszona odpowiedziałam mu w ten sam sposób. Myślę, że Schuster, spostrzegłszy mój znak pożegnania, domyślił się, że Andrzej wygląda oknem i że nadarza mu się dogodna okazja dla wywarcia swej zemsty. W chwili, kiedy pociąg był na przeciwko willi „Klony”, jakaś głowa i ręka wychyliły się z okna jednego z dalszych przedziałów tego samego wagonu. Coś błysnęło, huknął strzał i w tejże chwili spostrzegłam, jak brat mój upadł wgłąb wagonu, a Schuster… o tak… bo to był on – poznałam go napewno, błyskawicznie się ukrył.

- Po tej opowieści stało się dla mnie zrozumiałe – ciągnął swą opowieść detektyw – dlaczego nie odnaleziono ani śladu kuli, ani odprysku kości wewnątrz przedziału. Oto kula przebiła nawylot głowę nieszczęsnego alzatczyka w chwili kiedy był wychylony nazewnątrz wagonu.

Po wtajemniczeniu mnie w szczegóły tej ponurej historji Marja Cambon z łatwością już pozwoliła się przekonać, że winna udać się wraz ze mną do Londynu, aby dać odpowiednie zeznanie przed władzami. Widoczne było nawet, że dokonała się w niej jakaś zmiana i że zamiast strachu i obawy owładnęło nią gorączkowe pragnienie zemsty za śmierć ukochanego brata.

Dyrektor policji kryminalnej, któremu wobec mnie Cambon powtórzyła to wszystko, polecił nam zatrzymać się w urzędzie, by mógł pojechać i osobiście przedstawić cała sprawę w Min. Spraw Zagranicznych z racji jej specjalnego charakteru oraz uzyskać odpowiednie dyrektywy. Po upływie godziny powrócił i zwracając się do Marji Cambon z nieco zagadkowym wyrazem twarzy, rzekł.

- Pragnę panią upewnić, że samooskarżenie, jakie pani wniosła w sprawie kradzieży rysunków dalekonośnych dział, jest na szczęście nieistotne. Major Deen jest bardziej przebiegły niżby to sądzić było można i oryginalne rysunki jego pomysłów znajdują się od dość dawna w posiadaniu ministerjum wojny.

- Ależ jakto? – odrzekła zdumiona, lecz dyrektor przerwał jej natychmiast.
-Zapewniam, że tak jest – powiedział. Widocznie skopjowała pani stare bezwartościowe szkice i p. Laviers, który je kupił, niebawem się o tem przekona.

Cambon zerwała się z krzesła - poruszona. - Jakto, więc Andrzej… więc zemsta była niepotrzebna… ale wy zabójcę odnajdziecie, nieprawdaż?- pytała gorączkowo. – Wydacie go sądowi, aby śmiercią zapłacił za śmierć mego brata. Bo jeżeli tego nie zrobicie - ja sama…

Dyrektor przytrzymał ją stanowczym gestem ręki. - Pani - rzekł – otrzymałem polecenie ułatwienia pani natychmiastowego wyjazdu z granic Anglji. Co stanie się dalej, nie wiem i wiedzieć nie mogę. Kto uprawia szpiegostwo na rzecz obcego państwa, musi być przygotowany na wszystko. Pani i jej brat winni to byli sobie uświadomić.

- Pojmuje pan – rzekł, zwracając się do mnie – że wobec takiego obrotu sprawy dalsze poszukiwania muszą być przerwane. - Czy to ma znaczyć, że nie odnajdziecie zabójcy mego brata i że śmierć jego nie będzie pomszczona? Dobrze… zatem… - i chciała jeszcze coś dodać, lecz dyrektor skinął ręką i wyszedł z pokoju.

Co się dalej z nią stało- nie wiem. Prawdopodobnie wróciła do swego kraju. Przypadkiem w rok po tej rozmowie przeczytałem jednak w pismach o zabójstwie niejakiego Ottona Schustra, podejrzanego o uprawianie szpiegostwa na rzecz Niemiec. Znaleziono go w jednym z ciasnych zaułków Genui, zamordowanego uderzeniem sztyletu w plecy.

Według W. Whitchurcha

opowiedział nadkomisarz S.

A
A+
A++
Powrót
Drukuj