Warto zobaczyć
Służąca wspólniczką
Było to za czasów Milicji Miejskiej m. st. Warszawy w roku 1916. Przy ul. Wilczej mieszkał inspektor T-wa Opieki nad zwierzętami p. L., zajmujący 4 pokoje z kuchnią. L. był kawalerem, mieszkał sam. Miał służącą, która służyła u niego kilka lat i cieszyła się jego zaufaniem.
Pewnej niedzieli po powrocie do domu L. z przerażeniem stwierdził, że mieszkanie jego zostało doszczętnie okradzione: zabrano bieliznę, ubrania, nawet meble. Ogólna suma kradzieży wyniosła około 3000 rb. L. o kradzieży zameldował w miejscowym komisariacie. Dano sprawę do załatwienia dzielnicowemu E.
Po przybyciu na miejsce i dokonaniu szczegółowych oględzin nie ustalono żadnych dowodów rzeczowych ani śladów, które by mogły przyczynić się do wykrycia sprawców kradzieży. Zamek był nienaruszony, co dowodziło, że przestępcy dostali się do mieszkania przy pomocy wytrychów lub podrobionych kluczy. Dozorca domu ani nikt z lokatorów złodziei nie widział.
Przystąpiono do przesłuchiwania służącej. Ta była bardzo przejęta tym, co się stało, płakała i rozpaczała. Przyznała, że bez zezwolenia swego pracodawcy między godz.19-20 poszła odwiedzić swoją koleżankę i po powrocie do domu zastała już mieszkanie okradzione, o czym natychmiast powiadomiła dozorcę. Wyjaśniła, że do mieszkania nikt obcy nie przychodził., osób podejrzanych w domu nie widziała.
L. miał całkowite do niej zaufanie i uwierzył jej. Dzielnicowy był mniej łatwowierny, gdyż po przesłuchaniu domowników zorientował się, że kradzieży w tej godzinie mógł dokonać tylko ktoś, kto doskonale znał godziny przebywania L. w lokalu. Przesłuchał dozorcę, który mu zakomunikował, że ostatnio do służącej w godzinach, gdy nie było chlebodawcy, od czasu do czasu przychodził jakiś młody blondyn. Zapytana kto był tym blondynem, służąca
z początku zaprzeczyła, aby miała takiego znajomego, potem jednak, po długim wahaniu przyznała że ten blondyn to jej narzeczony, który obiecał się
z nią ożenić i że następnego dnia ma się z nim spotkać przy rogu ulic Marszałkowskiej i Królewskiej o godz. 12.
Zarządzono zasadzkę i zatrzymano „blondyna”. Okazało się, że jest nim międzynarodowy oszust R., który wyjaśnił, że z powodu wojny
i niemożności podróżowania po Europie zmuszony jest uprawiać „kradzieże mieszkaniowe”.
W toku dalszego dochodzenia ustalono, że R. w mieszkaniu własnym przy ul. Foksal kradzionych rzeczy nie posiada, że zostały one od razu zawiezione do kilku paserów, którzy bez zwłoki przystąpili do czynności mających na celu uniemożliwienie rozpoznania skradzionych rzeczy: futro popruto, z mebli pozdejmowano forniery itp. W rezultacie wszystkie skradzione rzeczy wróciły do prawego właściciela.